Zapraszamy w podróż z nami!

Blog ten wyrósł z miłości do podróży oraz Dolnego Śląska. Chcemy stworzyć subiektywny przewodnik po miejscach, które odwiedzamy. Zwłaszcza tych, które znajdują się tak niedaleko nas.

czwartek, 8 kwietnia 2010

W drodze do Santiago

Średniowieczny chrześcijanin miał w życiu odbyć pielgrzymkę do jednego z świętych miejsc: grobu Chrystusa w JJerozolimie, stolicy Piotrowej w Rzymie lub na kraniec ziemi. Na końcu świata, a właściwie w niedalekim jego sąsiedztwie złożone były doczesne szczątki pierwszego apostoła-męczennika, Św. Jakuba starszego. Kto dotarł do Santiago, stawał nad brzegiem Oceanu, palił pątnicze szaty i obmywał się słoną wodą. Na pamiątkę pielgrzymki zabierał muszlę, występującą na tym nabrzeżu.
Szlak pielgrzymkowy do Santiago ciągnął się przez całą Europę, po przyjęciu przez Polskę chrześcijaństwa, pielgrzymować zaczęli i nasi przodkowie. Na pątniczym szlaku stawały kaplice, świątynie, sanktuaria. Moda na pielgrzymowanie do Santiago odżywa, a wraz z nią - odnawia się jakubowe szlaki, zwane Camino.

Kilkanaście kilometrów na północ od Polkowic, jadąc drogą nr 3 w kierunku Zielonej Góry trzeba skręcić w prawo, przejechać przez mały lasek i dotrzecie do Jakubowa. Niepozornej wioski, nad którą góruje gotycka wieża. W okolicy Jakubów słynie ze źródełka, ponoć -jak to bywa -cudownego.

Wzmianki o kościele na tym miejscu pochodzą z IX wieku, z czasów Mieszka I. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.
Jakubów to miejsce urocze, czas jakby się tam zatrzymał. Kościółek malutki, z polnego kamienia, a jednak bryła ma ambicje czegoś więcej niż wiejskiej świątyni. Otoczony murem stary przykościelny cmentarz z wieloma wmurowanymi sarkofagami niemieckich parafian.

Do źródełka trzeba zejść schodami w dół wąwozu. Źródła strzeże kapliczka z postacią św. Jakuba, a wierni mogą zaczerpnąć jej krystalicznie czystej wody. Dalej rozciąga się rezerwat przyrodniczy Buczyna Jakubowska.
A jeśli ktoś nabrał ochoty na pielgrzymowanie, to...

niedziela, 27 grudnia 2009

Cysterskim szlakiem

W święta zgadało się coś o szopkach. Tato powiedział, że zobaczyłby szopkę ruchomą w Wambierzycach. Kristobalowi powtarzać dwa razy nie trzeba -jedziemy! W niedzielę, "trzeci" dzień świąt.
Jednak tuż przed wyruszeniem doszliśmy do wniosku, że Wambierzyce lata świetności mają już za sobą, a dojazd jest masakryczny, więc zmieniliśmy nieco plany.
I tak wyszło, że poruszaliśmy się śladami największych dolnośląskich mecenasów architektury i sztuki -cystersów.

1. Bardo
Najpierw weszliśmy do furty klasztornej, gdzie w krużganku zgromadzone są wota i obrazkowa historia sanktuarium. Z racji tego, że kończyła się msza, w całym krużganku dusił nas zapach kadzidła. Wstęp do szopki płatny 4 zł.,od dzieci 2 zł, ale miła pani w kiosku nie policzyła :)
Szopka jest wielka, robi wrażenie ilością poruszających się elementów krajobrazu. Dzieci zachwycone. Może i brak jednorodności , figurki pochodzą z różnych bajek, nie ma zachowanych proporcji, a smok w pieczarze ma ogon ze szczotki do kurzy, może i jest kiczowata , co z tego? Zachwyca i już. Mnie najbardziej pustelnik, który wychodzi do dzwonnicy, ciągnie za sznur od sygnaturki, po czym wraca do pustelni, gdzie o swojej obecności powiadamia zapaleniem światełka.
Przed szopką defilują ważne dla polskiej i dolnośląskiej historii postaci królów, książąt i bohaterów.


Udało się nam zobaczyć wnętrze kościoła.
Barokowy wystrój, jedne z największych organów -blisko 3000 piszczałek, pełne ekspresji rzeźby barokowe. No i malowidła Willmana, śląskiego Rembrandta, nadwornego malarza cystersów. Ozdobił im niemalże wszystkie kościoły i klasztory w XVIII wieku. W zamian braciszkowie przymknęli oko na jego grzeszki, zapewnili mu pochówek w zakonnej krypcie krzeszowskiego klasztoru.

2. Kamieniec Ząbkowicki
Zamek w kamieńcu zwiedzaliśmy raz, kilka lat temu. w zesżłym roku w maju próbowaliśmy sie dostac do sodka, niemila zaskoczyły nas biegakjaze po dziedzińcu psy, brak jakichkolwiek informacji, a wdodatku pogłebiający sie stan zaniedbania obiektu i otoczenia. Chaszcze takie,z e zamku nie widac. Dlatego zaskoczyło nas to,z ę jadac od stony Ząbkowic z daleka widzieliśmy cztery baszty zamkowe... Na parkingu pod zamkiem okaząło sie, że "ktoś' wyciął dzikie krzaki, uporządkował tarasy na tyle, że można na nie wejść i próbowac wyobrazić sobie czasy ich świetności.
A świtnosć to czasy księżniczki Marianny orańskiej, która nieodpacie kojarzy mis ei z białym marmuerm z Kletna, który nosi jej imię. Hertaberg, który kazała wzieść jako swoją letnią rezydencje, kosztował równowartość 5 ton złota!
I choc czas, a także radzieccy i polscy grabieżcy zrobili swoje, widać ten rozmach cesarskiej córy!
Teren pałacu w stylu neogotyckim otacząły ogrodowe tarasy z fonatnnami i kaskadami, pawilony, pergole i altany, po których sterczą jedynie słupy.

Na zwiedzenie pocysterskiego kościoła i klasztoru, położonych u stóp zamku, tym razem się nie wybraliśmy.

3. Henryków
Nie byliśmy tam jeszcze nigdy, a naczytaliśmy się w przewodniku, że piękny, bogaty, barokowy...
Dojechaliśmy tuz po 14, z kościoła wychodzili uczestnicy chrztu, za nimi pośpieszał kościelny z kluczami, który nas ze świątyni wyprosił. Zdążyliśmy zerknąć przez kratę, że faktycznie, byłoby co podziwiać... Trudno, zadowoliliśmy się rzutem oka na fasadę, ogrom zabudowań gospodarczych, świadczących o dawnej świetności gospodarzy, którzy na teren Ślaska wnieśli zachodnią kulturę agrarną.

Mnisi zapisali także pierwsze zdanie po polsku, co upamiętnia kamienna tablica z repliką kart "Księgi Henrykowskiej".
Najstarsze polskie zdanie ma prawie 740 lat, wypowiedział je Czech, a zapisane zostało w tekście łacińskim. Jedyny polski element, to gruba, niezdarna polska baba, która mąż wyręczył w mieleniu na żarnach.